środa, 2 grudnia 2015

Rozdział I - Początek...

   Siedzę na zimnej, marmurowej podłodze. Próbuję się ruszyć lecz nic z tego. Moje ręce i nogi są związane, a wokół panuje gęsta ciemność. Nagle ktoś zapala światło i muszę zmrużyć oczy by cokolwiek dostrzec. Do pomieszczenia wchodzi dwóch umięśnionych mężczyzn w czarnych mundurach wlokących za sobą wielki wór. Kładą go przede mną, odwiązują...
- Peeta...-szepczę i wydaję z siebie przeraźliwy krzyk. Ma poszarpane ubranie i mnóstwo ran, a z jego prawej skroni cieknie krew. Spogląda na mnie, a jego błękitne oczy straciły swój dawny blask. Stara mi się coś powiedzieć lecz nie potrafię go zrozumieć. W tym momencie wchodzi reszta strażników, a za nimi pospinani łańcuchami wchodzą kolejno: Gale, Effie, Haymitch, mama... Wszyscy wyglądają strasznie... Są cali poobijani, mają zapadnięte oczy i wyglądają jakby nie mieli nic w ustach od tygodni. Ciemnoskóry strażnik popycha ich na ziemię, a oni padają twarzą w dół przed moimi stopami. Chwilę po nich pojawia się w drzwiach wysoka kobieta trzymająca za rękę dziewczynkę i kiedy podeszła bliżej zdałam sobie sprawę, że to moja córka...
- Rosie! -krzyczę, a ona próbuje się do mnie wyrwać lecz strażniczka ciągnie ją za włosy. Płacze i wykrzykuje moje imię, ale ja nie potrafię jej pomóc... Nagle zauważam, że kobieta trzyma na rękach coś jeszcze...Mój syn! Zaczynam głośno krzyczeć i płakać gdy Toby wyciąga do mnie swoje malutkie rączki. Strażniczka kładzie go na ziemi wśród wszystkich, a Rosie popycha by usiadła obok Gale'a. Wtedy każdy ze strażników wyciąga zza swojej kurtki broń i przystawia do głów najważniejszych osób w moim życiu...Również do moich dzieci... Próbuję uwolnić swoje ręce. Wtedy strażnicy odbezpieczają broń i słyszę wystrzały.
- Nie! -krzyczę lecz jest już za późno na jakąkolwiek pomoc, bo wszyscy leżą martwi, a moje stopy są całe mokre od krwi...
...
   Budzę się z krzykiem a nad sobą dostrzegam Peetę z zatroskaną twarzą trzymającego na rękach Toby'ego.
 - To tylko sen... To tylko zły sen - mówi, a ja próbuję się uspokoić. Siadam na kocu i przecieram twarz rękami. Cała się trzęsę, a po moich skroniach spływają kropelki potu. Najwyraźniej zasnęłam podczas naszej wspólnej wyprawy na łąkę... 
- Już dobrze? -pyta się mnie Peeta. Skinęłam głową. 
- Rosie, wracamy do domu! -córka podbiega, a ja łapię ją na ręce. Peeta bierze Toby'ego i wracamy do 
siebie...

~ Cukiereczki

"Nie dajcie się zabić"~Haymitch

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz