niedziela, 24 stycznia 2016

Rodział VI - "Wszystko będzie dobrze..."

Miałam wrażenie, że się przesłyszałam. Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia, głos uwiązł mi w gardle. Paylor patrzyła na mnie spod przymrużonych oczu.
 - Co ty na to, Katniss? - spytała patrząc lodowatym wzrokiem od którego po moich plecach przebiegł dreszcz.
 - Ja... Nie... Ja nie mogę! - jąkałam się przy każdym słowie. Wstałam gwałtownie z krzesła, a one przewróciło się na szarą podłogę z głośnym trzaskiem. Zakryłam oczy dłońmi próbując odpędzić z głowy pojawiające się obrazy Kapitolińskich dzieci walczących o życie. Nie mogłam do tego dopuścić. Nie po tym wszystkim.
 - Zastanów się. Dzięki takiemu wydarzeniu całe Panem znowu sobie o tobie przypomni... Posłuchaj, wiem, że nie jesteś jeszcze zdecydowana żeby... - nie mogłam dłużej słuchać jej słów. Zamachnęłam się i zrzuciłam z biurka przeźroczysty wazon z bukietem czerwonych róż.
 - Nic nie wiesz! Jesteś tylko kolejnym tyranem w naszym kraju! Niczym nie różnisz się od Snowa... -  ostatnie słowa wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Widocznie była zaskoczona moim zachowaniem. Oparła się plecami o swoje krzesło i złożyła dłonie na piersi. Jej oczy były szeroko otwarte. Przypatrywała się mi jakby widziała mnie pierwszy raz w życiu. Już otwierała usta żeby coś powiedzieć, ale szybko jej przerwałam.
 - Lepiej nic już nie mów. - powiedziałam. Odwróciłam się do niej plecami i ruszyłam w stronę drzwi. Otworzyłam je szybko i zatrzasnęłam z całej siły.
Biegiem wydostałam się z budynku i wypadłam na chłodne powietrze. Nie mogłam w to uwierzyć. Nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą się stało.
Stałam przez chwilę na schodach próbując opanować myśli. Ruszyłam do przodu i zaczęłam schodzić po stromych schodach uważając żeby się nie przewrócić.
Co ja miałam teraz zrobić? Nie mogłam od razu pojechać do domu.
Podeszłam do jakiegoś starego budynku, który kiedyś zapewne był sklepem z odzieżą. Oparłam się o mur obdrapany z farby czując się kompletnie bezsilna. Osunęłam się na podłogę i podwinęłam nogi pod brodę. Mój wzrok stał się niewyraźny, a po chwili po moich policzkach spływały gorące łzy.
Schowałam twarz w dłoniach nie mając pojęcia co mam teraz robić. Nawet nie miałam gdzie spędzić nocy. Nie pomyślałam o tym w domu. Może mogłabym...
 - Katniss? - usłyszałam nad sobą cieniutki głosik.
Podniosłam wzrok. Nade mną stała mała dziewczynka, która miała około sześciu lat. Uśmiechała się do mnie radośnie. Otarłam łzy rękawem. Chciałam jej odpowiedzieć, ale miałam gulę w gardle.
 - Co pani tu robi? - spytała klękając przy mnie. Miała na sobie zwiewną różową sukienkę spod której wystawały chude nóżki. Jej złote włosy splecione w dwa warkoczyki sięgały prawie do pasa. Przyglądała mi się uważnie, a jej uśmiech nie schodził z jej drobnej twarzy.
 - Przyjechałam w odwiedziny - skłamałam. Nie mogłam jej przecież powiedzieć prawdy.
Wstała i wygładziła dłońmi sukienkę.
 - Wstań, przedstawię Ci moją siostrę. - powiedziała radośnie wyciągając do mnie swoją malutką dłoń.
Chwyciłam ją i wstałam.
 - No dobrze - powiedziałam cicho i już po chwili szłyśmy za rękę w stronę dużego drzewa.
Stała pod nim młoda dziewczyna z rudymi włosami do ramion. Kiedy zobaczyła dziewczynkę szybko do nas podbiegła i chwyciła ją za rękę odciągając ode mnie.
 - Gdzie byłaś?! Martwiłam się o Ciebie Kasey! - wykrzyczała dziewczyna. Ona patrzyła tylko na starszą siostrę jakby ta postradała zmysły.
 - Przecież powiedziałam, że spotkamy się tutaj pod drzewem. Popatrz kto tu jest! To Katniss! - powiedziała Kasey wskazując na mnie głową. W jej oczach było tyle radości, że nie powstrzymywałam już dłużej uśmiechu.
Wyciągnęła do mnie rękę uśmiechając się przyjaźnie.
 - Dzień dobry, jestem Sam. - przedstawiła się. - W jakiej sprawie przyjechałaś do Kapitolu? - spytała.
 - W odwiedziny. - odpowiedziała za mnie Kasey. Uśmiechnęłam się do niej i przytaknęłam.
 - Kiedy wracasz do dwunastki? - Sam objęła ramieniem siostrę. Jej głos był tak delikatny, że przypominał świergot ptaków. Nie była ubrana tak jak wszyscy Kapitoleńczycy. Miała na sobie czarne spodnie i koronkową białą koszulę. W głowie miała wpiętą dużą czarną kokardę. Uśmiechała się do mnie łagodnie.
 - Właściwie to nie wiem. Wychodzi na to, że dzisiaj, bo nie pomyślałam o noclegu tutaj. - odpowiedziałam czując jak się rumienię. Było mi wstyd, że nie pomyślałam o tak oczywistej rzeczy. Sam uśmiechnęła się do mnie szerzej i położyła mi swoją bladą dłoń na ramieniu. Zastygłam w bezruchu zaskoczona tym nagłym gestem.
 - Zawsze możesz zatrzymać się na jakiś czas u nas. - powiedziała. Byłam zaskoczona taką propozycją tym bardziej, że dziewczyna nie wyglądała na więcej niż dziewiętnaście lat.
 - Na prawdę dziękuję, ale nie chce sprawiać problemów waszym rodzicom. - odpowiedziałam szybko. Jej oczy posmutniały, a wzrok spuściła na ziemię. Ściągnęła rękę z mojego ramienia.
 - Nasi rodzice nie żyją. - powiedziała uśmiechając się delikatnie, lecz w jej oczach dostrzegłam ogromny ból.
 - Przepraszam nie wiedziałam...Tak mi przykro. - nie wiedziałam co powiedzieć. Jak te dziewczyny sobie radzą? Z czego żyją? Czy mają co jeść?
 - Nic nie szkodzi. To co? Skorzystasz z naszej propozycji? – spytała, a z jej oczu zniknął cały ból jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
 - Zgódź się Katniss. Proszę - dobiegł mnie z dołu cichy głosik Kasey. Popatrzyłam to na nią to na jej siostrę po czym po długich przemyśleniach odpowiedziałam:
 - Dobrze.

***







Peeta
Katniss nie ma tylko jeden dzień, a ja mam wrażenie jakby minęły wieki od jej wyjazdu. Ciągle mam w głowie słowa jej pożegnania.
 - Za niedługo wrócę. Nie martw się Peeta. Dasz sobie rade...
Czy dam rade? Nie wiem.
Nie mam pojęcia jak sam poradzę sobie z dwójką małych dzieci bez Katniss. Chciałem zadzwonić do Annie, żeby przyjechała ze swoim synkiem mi pomóc, ale w ostatniej chwili rozmyśliłem się. W końcu jestem ojcem, muszę poradzić sobie z dziećmi.
Kołysałem Toby'ego jedna ręką w kołysce, a drugą nakryłem go kocykiem. Z dołu dobiegał ściszony głos kreskówek oglądanych przez Rosy. Kiedy udało mi się w końcu uśpić malucha zszedłem na dół i zacząłem  przygotowywać kolację. Kiedy skończyłem poszedłem do Rosy i podałem jej talerz z kolorowymi kanapkami.
Uśmiechnęła się do mnie i zaczęła znowu oglądać swoją bajkę. Usiadłem obok niej i pogrążyłem się w myślach.
 - Kiedy wróci mama? - z rozmyślania wyrwał mnie cieniutki głosik córki. Popatrzyłem na nią i uśmiechnąłem się lekko.
 - Niedługo Rosie. Mama musi załatwić tylko parę spraw i od razu do nas przyjedzie. - dziewczynka nie była usatysfakcjonowana z mojej odpowiedzi. Zmarszczyła mały nosek i spytała:
 - Niedługo to znaczy kiedy? - Już miałem jej odpowiedzieć kiedy rozległo się pukanie. Wstałem z kanapy i szybkim krokiem podszedłem do drzwi. Uchyliłem je i zobaczyłem twarz Gale'a. Stał z ramionami skrzyżowanymi na piersi i patrzył się w podłogę.
O nie.
Nie mam zamiaru z nim rozmawiać. Chciałem je zamknąć, ale szybko włożył nogę pomiędzy drzwi, a futrynę, a później uchylił je ręką.
 - Czyżbym był nieproszonym gościem? - spytał szyderczym głosem. Na język cisnęła mi się wiązanka przekleństw, ale darowałem sobie wiedząc, że Rosie siedzi w pokoju i wszystko słyszy.
 - Czego chcesz Matole?. – powiedziałem, a on popatrzył na mnie jak na głupka.
 - Pogadać z Kotną. - Odpowiedział jakby to było oczywiste. Miałem ochotę przywalić mu w tą krzywą mordę. Praktycznie czułem pękającą kość pod moją pięścią i zakrwawionego Gale'a. Uśmiechnąłem się na ten obraz i przycisnąłem rękę do uda.
 - Katniss wyjechała. Jest w Kapitolu. - odpowiedziałem beznamiętnie. Już miałem znowu zamknąć drzwi, ale ten znowu zablokował je nogą.
Naprawdę coraz bardziej zaczynał mnie irytować.
 - Jak to w Kapitolu? - spytał zdziwiony. Nie odpowiedziałem mu tylko popchnąłem dwoma rękami jego klatkę piersiową tak, że lekko się wycofał. Zamykając drzwi odpowiedziałem:
 - Tak to.
Czekałem przy drzwiach patrząc przez szybkę aż Gale zniknie z naszego podwórka.
Kiedy w końcu zniknął mi z oczu odwróciłem się i już miałem wracać do córki kiedy moją głowę przeszył tępy ból.
Pamiątka po Snowie.
Pamiątka po osaczaniu.
Chwilę później przed moimi oczami stanął obraz Katniss mordującej moją rodzinę. Ta wizją była tak straszna, że momentalnie zacząłem się trząść.
 - To nie jest prawdziwe...To nie jest prawdziwe... -szeptałem do siebie. Wizja zniknęła, a ja starłem ręką kropelki potu z czoła. Bardzo rzadko osaczanie daję o sobie znak. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałem do czynienia z błyszczącymi wspomnieniami. Zazwyczaj zdarza się to podczas nieobecności Katniss. Nie mogłem narażać moich dzieci. Potrzebowałem pomocy.
Skierowałem się do salonu zobaczyć, czy Rosie nadal ogląda telewizję.
Gdy wszedłem do pokoju stała przy wejściu.
 - Kto to był? - spytała zmartwionym głosikiem. Pogłaskałem ją po głowie.
 - Nikt. Pooglądaj sobie bajeczki. - odpowiedziałem i wszedłem do kuchni. Podszedłem do telefonu i wybrałem właściwy numer. Po kilku sygnałach po drugiej stroni linii odezwał się kobiecy głos, który tak dobrze znałem.
 - Effie? Potrzebuję twojej pomocy...


Dzień później...


***



Katniss
Kończę jeść drugą miskę płatków śniadaniowych. Spojrzałam na zegarek, który wisiał nad starą kuchenką.
Była ósma rano.
Ostatnią noc spędziłam u nowo poznanych dziewczynek. Jak się okazuje Sam ma dwadzieścia jeden lat. Wygląda na dużo młodszą.
Dowiedziałam się, że rodzice dziewczyn zginęli podczas zamieszek w Kapitolu. Utrzymuje je ich ciotka mieszkająca w centrum stolicy którą - jak się dzisiaj okazało- pojechały odwiedzić.
Sam i Kasey mieszkają daleko od centrum stolicy w małym domku z dwoma pokojami, kuchnią i łazienką.
Jak na swój wiek Sam dobrze sobie radzi z wychowaniem siostry.
Jakby była na to przygotowana.
Nie wiem co dzisiaj zrobię. Nie mam żadnego planu. Może powinnam wracać do dwunastki?
Z moich rozmyślań wyrwał mnie odgłos otwieranych drzwi.
Z sąsiedniego pokoju wyłoniła się drobniutka postać Kasey. Uśmiechnęła się do mnie sennie i podeszła do stołu.
 - Cześć, Katniss.- powiedziała ziewając. Posłałam jej przyjazny uśmiech i pogłaskałam po główce.
 - Dzień dobry. Jesteś głodna? - spytałam wstając od stołu i kierując się do kuchenki gotowa przygotować coś dla Kasey.
 - Umiesz robić naleśniki? - spytała i usiadła na krześle machając nogami. Próbowałam przypomnieć sobie dzień, w którym Peeta uczył mnie je robić.
 - Wydaje mi się, że tak - odparłam i poszukałam wszystkich potrzebnych składników. W tym momencie do kuchni weszła Sam. Stała boso w za dużej piżamie. Podeszła do mnie i zaczęła mi pomagać w przygotowaniu śniadania.
 - Wyspałaś się? - spytała nie patrząc na mnie. Mieszała w misce składniki, a ja próbowałam znaleźć cukier.
 - Tak, dziękuję - powiedziałam przyjaźnie. Kiedy skończyłyśmy smażyć naleśniki usiadłyśmy do stołu, a dziewczyny zaczęły jeść.
 - Na pewno nie chcesz? - spytała Kasey wyciągając w moją stronę talerz z gotowym już naleśnikiem
 - Nie, dziękuję. Najadłam się już - powiedziałam. Kasey zaczęła opowiadać cos o szkole, a ja udając, że słucham pogrążyłam się w myślach. Tak bardzo tęskniłam za domem, za dziećmi, za Peeta'ą... Do oczu napłynęły mi łzy. Zamrugałam szybko żeby się ich pozbyć. Po śniadaniu posprzątałyśmy i z powrotem usiadły przy stole.
 - Kasey, pobawisz się na chwilę? Musze porozmawiać z Katniss. - Zwróciła się Sam do swojej młodszej siostry, a ta bez słowa opuściła kuchnie i już po chwili słyszałam trzask zatrzaskujących się drzwi.
 - Wiem, że nie przyjechałaś tu w odwiedziny. Chodzi o kolejne igrzyska. - Byłam tak zaskoczona, że się domyśliła, że prawie upuściłam trzymany w rękach kubek z herbatą. Widząc moje zmieszanie dodała.
 - Spokojnie mi możesz powiedzieć. Też nie podoba mi się ten pomysł. - odłożyłam powoli szklankę na stół i spojrzałam na nią. Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
 - Więc... Co chcesz z tym wszystkim zrobić? - spytała Sam wlepiając we mnie swoje ogromne oczy. Założyłam ramiona na piersi i zaczęłam się zastanawiać. Co miałam jej odpowiedzieć? Przecież sama nie miałam żadnego planu.
 - Nie wiem. Nie mam pojęcia co mam dalej robić. - w tym momencie poczułam się tak bezradna, że chciało mi się płakać. Odetchnęłam głęboko i spojrzałam na Sam.
Oparła dłonie na stole i położyła na nich brodę.
 - Może wystąpisz przed kamerami?... hmm... Może nagramy propagatę taką jak nagrywałaś w trzynastce, pamiętasz? - spytała i włożyła włosy za uszy.
Pamiętam.
Na wspomnienie tamtych chwil po moich plecach przebiegł dreszcz. Pokiwałam powoli głową.
 - W takim razie bierzmy się do roboty. - -powiedziała wstając od stołu. Skierowała się w stronę drzwi, lecz przystanęła w progu i odwróciła się do mnie. Miała poważna minę.
 - Nigdzie nie wychodź. Tu jest niebezpiecznie. - powiedziała ostrym głosem nie znoszącym sprzeciwu. Nawet nie wiedziałam, że tak potrafi. Zaskoczona powiedziałam pod nosem, że nigdzie nie wyjdę.
Sam uśmiechnęła się do mnie.
W tym uśmiechu było coś złego. Drwiącego.
Poza tym uśmiechały się tylko jej usta. Oczy pozostawały zimne jak lód przeszywając mnie na wylot.
Odwróciła się na pięcie i wyszła z kuchni. Wypuściłam głośno powietrze nie zdając sobie sprawy, że je wstrzymuję.
Po kilku minutach zobaczyłam ją za oknem jak idzie szybkim krokiem w stronę głównej ulicy. Miała na sobie brązową kurtkę za kolana i ciężkie, czarne buty. Włosy splatała w niedbały kok na czubku głowy, a usta miała ściśnięte w cienką linie. Odwróciłam wzrok od okna i wsłuchałam się w odgłos stukających zabawek Kasey z sąsiedniego pokoju.
Zdziwiło mnie to, że Sam zostawiła swoja młodszą siostrę z kobietą którą poznała zaledwie dzień wcześniej.
Nic mi tutaj nie pasowało. Sam była sztuczna. Jej uśmiech, jej serdeczność... Mam wrażenie, że wszystko jest ustawione.
Ponadto wydaje mi się znajoma... Chociaż może to tylko moja bujna wyobraźnia i tak naprawdę to tylko normalna młoda dziewczyna, której rodzice zginęli i musi opiekować się młodszą siostrą. Przypomniało mi się pożegnanie z Peeta'ą.
Powiedział:
 - Nie martw się Katniss. Wszystko będzie dobrze. Pamiętaj, że Cię kocham i kiedy wrócisz będziemy tu na ciebie czekać.
Mam nadzieje, że miał racje.
Wszystko będzie dobrze...
Skoro on tak mówi... to tak będzie.


***

Paylor
Czekam na niego w gabinecie. Przyjdzie, jestem tego pewna.
Musi przyjść...
Ułożyłam się wygodnie w fotelu i zajęłam się przygotowaniami do dożynek.
Jeszcze namówię Katniss do wzięcia udziału w losowaniu, a jeśli się nie zgodzi...
Cóż...
Będzie musiała się zgodzić. Poza tym i tak wszystko idzie po mojej myśli.
Po dwudziestu minutach rozległo się głośne pukanie do drzwi. Wiedziałam już kto to.
 - Proszę – powiedziałam, wyprostowałam się i położyłam dłonie na biurku.
Po chwili już stał przede mną. Wyglądał tak samo jak gdy ostatni raz go widziałam. Miał zapadnięte oczy i włosy w nieładzie. Cały ubrany był na czarno. Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam:
 - Witaj Gale.

~Cukiereczki
Niemal zapomniałem! Wesołych Głodowych Igrzysk! ~Gale