sobota, 5 grudnia 2015

Rozdział IV - Muszę coś z tym zrobić...

 - Nie... - w moich oczach zbierają się łzy, a po chwili znajdują ujście w kącikach moich oczu. Peeta mocniej ściska moją dłoń i powoli odwracamy się do Gale'a. Obraz całkowicie mi się zamazał i widzę tylko niewyraźne kształty. Zamykam oczy, a łzy wielkimi strumieniami spływają po moich policzkach i kapią na skurzaną kurtkę taty.
  - Skąd o tym wiesz? - Peeta stara się mówić spokojnie, ale jego głos i tak lekko drży.
Gale wacha się na chwilę, ale po chwili mówi.
 - Kiedy pracowałem w drugim dystrykcie często brałem udział w wywiadach. Dwa dni temu jeden dziennikarz spytał się mnie co sądzę o nowym pomyśle Paylor w związku z nowymi Igrzyskami. Nic o tym nie wiedziałem, naprawdę... Podobno nasza prezydent ogłosiła to na jednym z przemówień w Kapitolu. W tegorocznych Igrzyskach mają brać udział dzieci z Kapitolu i jeszcze z pięciu wylosowanych dystryktów. Wiadomość nie rozeszła się szybko, bo powiedziała, że to nie jest pewne. Katniss... Sam nie wiem, czy to jest do końca takie złe... Na początku byłem tak samo wstrząśnięty co ty, ale może Paylor organizuje je, aby pokazać Kapitolowi co nam robili przez te wszystkie lata.
 - Nie jest takie złe?! - wybucha Peeta, a jego twarz poczerwieniała od złości.
 - Peeta , spokojnie... - mówię drżącym głosem. On tylko patrzy na mnie błagalnie. Najwyraźniej chce żebym go poparła, ale nie mam zamiaru się teraz z nikim kłócić.
Po prostu stoję i patrzę to na jednego to na drugiego.
 - Posłuchaj... - zaczyna Gale. - Niech Kapitol zrozumie co czuliśmy kiedy dzieciaki z naszego dystryktu były skazywane na pewną śmierć. Niech poczują to co my. - w oczach Gale'a widzę ogromną chęć zemsty. To już nie ten sam Gale, z którym polowanie stawało się moim ulubionym zajęciem. Nie chłopak dzięki któremu las stał się moim drugim domem. Nie mój Gale... Teraz jest tylko dorosłym mężczyzną, który chce się zemścić.
 - Zamknij się! Tam też są dzieci takie jak u nas w dystryktach! One nie są niczemu winne! To nie one organizowały Igrzyska! Nie one odpowiadają za każdą śmierć na arenie! Nie przez kapitolińskie dzieci umarła Rue... Madge... Finnick...To wszystko wina Snow'a. Ale go już nie ma - wykrzyczał to wszystko na jednym wdechu choć przy wymienianiu imion naszych poległych przyjaciół zniżył głos do szeptu. Patrzę na Gale'a, który cały trzęsie się ze złości.
 - Może wejdziemy do środka? - proponuje żeby choć w minimalnym stopniu rozładować atmosferę. Oni spoglądają na mnie jak na obłąkaną. Twarz Gale'a łagodnieje.
 - Dzięki Katniss, ale nie będę Wam przeszkadzać. - mówi i patrzy wściekłym wzrokiem na Peete. On posyła mu złośliwy uśmieszek i idzie w kierunku drzwi.
 - Wpadnę jutro. - mówi Gale.
 - Oby nie - szepcze Peeta zamykając drzwi. Idę w jego ślady i kieruje się w stronę wejścia do domu. Kiedy zamykam za sobą słyszę zza drzwi jeszcze cichy głos Gale'a.
 - Do jutra Kotna.
...
Po zjedzonym wspólnie obiedzie całą rodziną oglądaliśmy ulubiony program Peety w telewizji. Trzymałam Toby'ego na rękach, a Rosie siedziała na kolanach Peety. Najwyraźniej strasznie jej się nudziło, bo cały czas nuciła jakąś piosenkę, a Peeta w kółko ją uciszał.
 - Mogę iść się pobawić do swojego pokoju? - pyta córka. Kiwam głową, a ona szybko zeskakuje z kolan blondyna i chwilę później słyszę trzask zamykanych na piętrze drzwi jej pokoju.
Podaje Toby'ego Peecie, a sama idę do kuchni zrobić mu mleczko. Wracam i podaję Peecie butelkę.
 - Nakarmisz go? -pytam.
 - Jasne. - odpowiada z uśmiechem. Program się skończył i teraz w telewizji lecą jakieś wiadomości. Pokazywane są urywki nagrania, w którym prezydent Paylor przecina grubą czerwoną wstążkę przy wejściu do jakiegoś nowo otwartego budynku, kolejny wywiad z Galem na temat jego nowej pracy, życie w dystryktach, w których teraz żyje się lepiej. I to wszystko miało przepaść. Kiedy zorganizują kolejne igrzyska wybuchną zamieszki i protesty przeciwko nowej prezydent, która obiecała im życie w kraju wolnym od wszelakich form przemocy emitowanych na ekranach w całym Panem. Po skończeniu wiadomości na całym ekranie wyświetla się napis:

Panem dzisiaj, Panem jutro, Panem zawsze.

Patrzę na Peete, który jest skupiony na karmieniu naszego dziecka.
 - Co o tym wszystkim myślisz? – pytam, a on robi zdziwioną minę. Jakby nie wiedział o co mi chodzi.
 - O czym?
 - O Igrzyskach - odpowiadam prawie szeptem. Nie możemy dopuścić do tego by się odbyły. Byłam Kosogłosem, symbolem rewolucji. Ludzie staną po mojej stronie kiedy uświadomię im, że Igrzyska nie powinny się odbyć.
 - Nie wiem Katniss... Z całego serca nie chcę, aby się odbyły, ale co my możemy zrobić? Jeżeli Paylor będzie chciała je zorganizować odbędą się nawet jutro. - jego oczy posmutniały. A co jeżeli to nie będą ostatnie Igrzyska? Jeżeli znowu odbudują areny i znowu co roku będą odbywały się dożynki? W tegorocznych Igrzyskach wezmą udział jeszcze dzieci w pięciu wylosowanych dystryktów. To nie może mieć miejsca...
 - Muszę coś zrobić Peeta. Nie mogę dopuścić do tego, aby kolejne dzieci ginęły na oczach całego Panem. - Mąż przygląda mi się uważnie jakby nie do końca zrozumiał co właśnie powiedziałam.
 - Jak chcesz to zrobić? Myślisz, że przekonasz Paylor, aby ich nie organizowała? Nie rób sobie nadziei Katniss... Może tym razem sobie odpuśćmy. Przecież prezydent nie zmieni swojej decyzji, bo ty tak mówisz... - może ma rację... Ale to nie zmienia faktu, że będę walczyć do końca.
 - Może ona jej nie zmieni, ale ja przekonam Panem. Byłam Kosogłosem... Jestem Kosogłosem... - nie sądziłam, że te słowa jeszcze kiedykolwiek wyjdą z moich ust...
Jestem Kosogłosem...
To mnie posłuchają. Dziewczyny, która igra z ogniem.
 - W takim razie... Co chcesz teraz zrobić? - pyta Peeta, a mi pomysł rodzi się w głowie w przeciągu jednej sekundy.
 - Pojadę do Kapitolu.


~Cukiereczki

Mogę przysiąc, że wszystkie ptaki za oknem ucichły. ~Peeta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz